poniedziałek, 20 maja 2013

Opowieści z Manchesteru

No to wyszło szydło z worka i dłużej ukrywać się nie da. Jestem na diecie od kilku miesięcy i mam jak to się mówi ładnie: efekty z powziętej inicjatywy. Zmniejszam się systematycznie, a od dosłownie chwili, pod okiem czujnej Pani Dietetyk, wzmacniam swe dzieło zniszczenia tkanki tłuszczowej. A niech sobie wymiera. A niech ginie i nie wraca.

No dobrze dieta dietą, ale czasem człowiek na wakacje też musi sobie pojechać. Wybraliśmy się więc z M. na 30te urodziny mojej siostry (nie wypominam Ci wieku:P). Plan był taki, że pojadę i słowa dieta nie ma w moim słowniku. Mogę wypić alkohol, zjeść angielskie śniadanie czy też to na co będę miała ochotę, ale jak wracam to przechodzę na detox.

Plan się udał jak nic. Jadłam i piłam wybornie. Dzień w dzień nowe smaki, nowe miejsca.

Wyprawę można podzieli na kilka głównych wątków.

Wątek I
Opowieść o Jamie Oliverze i jego włoskiej knajpie na King Street.

Po pierwsze, że tam idziemy z okazji urodzin siostry to była dla mnie niespodzianka. Chyba jedyna tak długo skrywana tajemnica w mojej rodzinie, tylko po to żeby sprawić mi przyjemność. Po drugie jakże genialne miejsce w tworzeniu smaku, luzu, atmosfery. Wszystko tam było pomysłowe. Za małe stoliki? Postawmy puszki z pomidorami i postawmy deski z antipasti na podwyższeniu. Dzieci mają problem z wyborem tego co chcą zjeść? Dajmy zabawkę gdzie wyświetlą to na co mają ochotę. Restauracja mieści się w budynku po starym banku? Prywatną salę urządźmy w wielkim sejfie wypełnionym całą masą skrytek.



Ponieważ ceny przy tym wszystkim były więcej niż znośne, do Jamiego wybraliśmy się dwa razy.


Wątek II
Opowieść o piwnych wyprawach po złoto.

No bo przecież z M. nie mogło być inaczej. W krainie pubami BrewDoga płynącej nie było innego wyjścia. I tak okazało się, że jestem absolutną fanką AIPA i całej masy szkockiej punkowej produkcji. Spróbowałam też najmocniejszego (no prawie) piwa świata - Tactical Nuclear Penguin i te pyszne 32% samej esencji powaliło na kolana. Sami mówią o sobie, że "BrewDog is a post Punk apocalyptic motherfucker of a craft brewery" a ja mam ochotę zakrzyknąć Hell yeah! 



Wątek III
Pysznie, domowo i od serca.

Przez ten tydzień zostaliśmy ugoszczeni przez wiele osób. Każdy pokazał swój kunszt kulinarny. Na ten temat mogę powiedzieć, że zdecydowanie uwielbiam jak ktoś dla mnie gotuje. Jedni się trochę niepotrzebnie stresowali gotowaniem dla blogowiczki, a inni dumnie pokazywali swoje umiejętności. Za każdym razem było pysznie i wystaranie. Fajnie jest kiedy inni się o Ciebie troszczą i serwują genialną jagnięcinę, curry, pasty, czy też pyszne angielskie śniadanie (killer nad killerami).




A już za chwilę coś na grilla w wersji light.
Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz